piątek, 24 stycznia 2014

Chapter 6

*Perrie*
-Hej, Pezz. Tu Zayn. Mam do ciebie proźbę... - usłyszałam głos Zayna. Nikt nigdy nie nazywał mnie "Pezz", ale to zdrobnienie w jego ustach brzmi tak...uroczo. Uroczo? Dziewczyno, ogarnij się! - usłyszałam głos rozsądku. Otrząsnęłam się i odpowiedziałam:
-Cześć, Zayn. Proźbę? Do mnie? Jaką? - zdziwiłam się.
-Jest to dość nietypowa próźba, ale nie mam do kogo innego się zwrócić w tej sprawie... - słychać było, że jest niepewny zawstydzony.
-No mów, o co chodzi. - mruknęłam lekko zniecierpliwiona.
-W niedzielę o 12:00 w południe odbędzie się przyjęcie urodzinowe dla mojej najmłodszej siostry...i moja mama ma nadzieję, że przyprowadzę ze sobą swoją dziewczynę lub przynajmniej kogoś z kim się spotykam. Ale jak wiesz nie mam nikogo takiego jak na razie i chciałem cię prosić, żebyś tylko na ten jeden dzień udawała moją dziewczynę. - kiedy to usłyszałam od razu zareagowałam negatywnie.
-Nie! Nie zrobię tego! Mam swój honor!
-Perrie, proszę! Jesteś moją jedyną nadzieją. - jęknął sfrustrowany.
-A nie możesz po prostu powiedzieć rodzicom, że nikogo jak na razie nie masz? - to rozwiązanie wydawało mi się oczywiste, niestety, nie jemu.
-Nie mogę. Jak dowiedzą się, że nikogo nie mam to będą załamani i znowu zacznie się wykład, że jestem już dorosły i powinienem znaleźć miłość swojego życia. - wyjaśnił, a w jego głosie dało się wczuć nutkę irytacji. - Poza tym, masz u mnie dług, sama wiesz, za co. - dodał zwycięsko. Warknęłam wkurzona, wiedząc, że ma racje.
-No dobra! Ale tylko ten jeden raz. - powiedziałam.
-Dzięki, Pezz! Kochana jesteś! - ucieszył się.
-Dobra, dobra, nie przesadzajmy. To gdzie to się odbędzie? - westchnęłam i oparłam się plecami o szafkę.
-W domu, u moich rodziców, ale nie martw się, przyjadę po ciebie. Będę o... 11:00 rano? - upewnił się.
-Ok. A mam kupić jakiś prezent? Jak tak, to powiedz co, bo... - nie było dane mi dokończyć.
-Nie, nie! Ja mam już prezent, powiem, że to od nas wspólny. - odpowiedział.
-Jak wolisz. To...do niedzieli. - mruknęłam na pożegnanie.
-Do niedzieli. - rozłączył się. Rzuciłam telefon na łóżko i przetarłam dłońmi twarz.
Usłyszałam, że ktoś puka do drzwi mojego pokoju.
-Chodź. - podeszłam do drzwi i otworzyłam je, wiedząc, że to Leigh.
-Idziemy dzisiaj do klubu? - spytała, siadając na łóżku.
-Jeśli chcesz, to idź, ja dzisiaj sobie odpuszczę, nie za dobrze się czuję. - nie powiedziałam jej o zdarzeniu z dzisiejszego dnia i wolałam, aby się o tym nie dowiedziała.
-Wszystko w porządku?
-Tak, pewnie. To tylko zmęczenie. - zapewniłam ją. Nie chciałam iść dzisiaj do klubu, bo w piątki zawsze pojawiał się John, a spotkanie z nim było mi naprawdę zbędne, a wręcz niechciane.
-Zgoda. Pójdę z dziewczynami. - uśmiechnęłam się i wyszła z pokoju. Od razu rzuciłam się na łóżko i zasnęłam.

***
W tą nieszczęsną niedzielę obudziłam się o 8:00 rano, co nieczęsto się zdarza, bo ogólnie jestem śpiochem, ale przecież musiałam się jakoś przyzwoicie wyszykować na to przyjęcie.
Załatwiłam poranną toaletę, co zajęło mi około 15 minut. Gorzej było z dobraniem stroju, nie miałam pojęcia, jak mam się ubrać.
Wygrzebałam z szafy jakąś granatową błyszczącą sukienkę. Przyglądałam jej się przez chwilę.
-Zbyt elegancka. - mruknęłam do siebie i wrzuciłam ją znów do szafy. Szukałam dalej.
W końcu zdecydowałam się na kwiecistą tunike, czarne leginsy, czarne buty na małej koturnie i czarny kapelusz. Przyzwoicie, ale nie zbyt elegancko - a taki efekt chciałam otrzymać.
Ubrałam bieliznę i naszykowany zestaw. Pomalowałam się i byłam gotowa. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę 9:30 rano.
Poszłam do kuchni, żeby zrobić sobie śniadanie. Kiedy skończyłam zjadłam w ciszy posiłek i odłożyłam brudne naczynie do zlewu.
Byłam w mieszkaniu sama, ponieważ Leigh-Anne ostatniej nocy nie wróciła z klubu do domu, tylko pojechała do Ashley, bo stwierdziła, że ma bliżej.
Postanowiłam zająć się przez te półtorej godziny czymś, czego dawno nie robiłam, a mianowicie oglądaniem telewizji.

***
Punktualnie o 11:00 zadzwonił dzwonek. Wzięłam torebkę z kanapy i poszłam otworzyć. Mulat opierał się kokieteryjnie o framugę drzwi uśmiechając się.
Wywróciłam oczami na to kozactwo i mruknęłąm zwykłe "Hej", na co odpowiedział to samo.
-Ładnie wyglądasz. - skomplementował. Cóż za oryginalny tekst. - zakpiłam w myślach.
-Dzięki. Muszę przyznać, że miałam problem z dobraniem ubrań. - stwierdziłam, po czym zabrałam klucze i wyszłam z mieszkania. Zamknęłam je i jak najszybciej odwróciłam się do Zayna, czując, że co chwilę "przypadkowo" spogląda na mój tyłek.
-Ciekawszych widoków nie masz? - prychnęłam, na co on zawstydził się i spalił buraka. Nie zwróciłam na to uwagi, tylko zeszłam na dół po schodach, a zaraz po mnie on. Wyszłam z bloku i od razu napotkałam przed sobą czarne auto, jak się okazało jego.
-Zapraszam. - otworzył mi drzwi od strony pasażera i gestem ręki wskazał, żebym wsiadła.
-Dzięki. - wsiadłam, a on zamknął drzwi, następnie okrążył szybko samochód, wsiadając na miejsce kierowcy. Ruszył spod budynku.
-Mamy jeszcze niecałą godzinę, więc jak chcesz, to możemy skoczyć na kawę. - zaproponował.
-Ok. - mruknęłam obojętnie. Chłopak podjechał pod najbliższy Starbucks. Wysiadł z samochodu i otworzył mi drzwi. Wyciągnął do mnie dłoń, jak sądzę z oferowaną pomocą. Nie chcąc być aż tak szorstka dla niego chwyciłam za jego dłoń i wysiadłam. Nie puszczając mojej ręki wszedł do kawiarni. O dziwo nie sprzeciwiłam się, że idziemy za ręce, co za pewne wyglądało jakbyśmy byli parą. Jego dłoń była tak delikatna i ciepła, że nie mogłam wyrwać się z jej uścisku, a raczej nie chciałam.
Usiedliśmy przy jednym stoliku. Zamówiliśmy kawy i przez kilka minut siedzieliśmy w ciszy. Niestety, on musiał ją przerwać.
-Ale wiesz, że udawanie mojej dziewczyny wiąże się z udawaniem, że jesteś we mnie zakochana. Oczywiście, ja też będę musiał tak zrobić.
-Aż tak głupia nie jestem. - uśmiechnęłam się sztucznie.
-Nie jesteś głupia. - mruknął, jakby do siebie. Postanowiłam nie zagłębiać się w sens tego zdania.
-Tylko wyjaśnijmy coś sobie... Żadnego słodzenia, typu "kochanie", "skarbie", "misiu" i tym podobne, a już tym bardziej żadnych buziaków. - wyjaśniłam dobitnie.
-Tak, tak. Jasne, rozumiem. - upił łyk kawy zastanawiając się nad czymś. Po chwili spojrzał na mnie. - Tylko nikt nie może się dowiedzieć o twojej...
-Pracy. - dokończyłam za niego. - Tak, wiem. Jeśli spytaliby, to wymyślę coś. - pokiwał twierdząco głową.
-Lubisz dzieci? - spytał nagle.
-Co to za pytanie? - zmarszczyłam brwi.
-Moja siostra ma 8 lat i będą tam jej koleżanki, więc dlatego pytam, czy lubisz dzieci? - wyjaśnił.
-Tak, nie mam nic przeciwko dzieciakom. - stwierdziłam po chwili namysłu.
-To dobrze, bo wiesz jakie są ośmiolatki. - westchnął. Kiwnęłam twierdząco głową i dopiłam swoją kawę.

***
-Zayn, nareszcie jesteś! - brunetka w średnim wieku ucałowała Mulata w policzek. - A ty pewnie jesteś nową miłością mojego synka? - spytała podekscytowana kobieta.
-Tak. Mam na imię Perrie. Miło mi panią poznać. - uśmiechnęłam się.
-Jestem Trisha, mama Zayna. Mi ciebie również, kochanie. - rodzicielka Malika przytuliła mnie ciepło, co niepewnie odwzajemniłam. - Chodźcie do środka, już wszyscy są. - zrobiliśmy tak jak kazała. Od razu usłyszałam radosne piski małych dziewczynek. Zayn nadal trzymając mnie za rękę wszedł do salonu.
-Zayn! - pisnęła mała Mulatka bardzo podobna do chłopaka. Podbiegła do niego i wskoczyła mu na ręce.
-Hej, mała! Wszystkiego najlepszego! - pocałował ją w policzek.
-Dziękuję. A kto to? - wskzała na mnie.
-To jest Perrie, moja dziewczyna. - przedstawił mnie.
-Cześć, Perrie. Jestem Safaa. Fajnie, że wreszcie mogę poznać dziewczynę mojego brata. - przytuliła mnie, a ja ją.
-Mi ciebie również. A, no i wszystkiego najlepszego! - uśmiechnęłam się.
-Dziękuję. A teraz chodź poznasz Waliyhe i Doniye. - pociągnęła mnie za rękę w stronę dwóch Mulatek. Jedna była dorosła, ale młoda, a druga nastolatka.
-Waliyha, Doniya to jest Perrie, nowa dziewczyna Zayna. - oznajmiła Safaa. Obie dziewczyny podeszły do mnie przedstawiły się i przytuliły.
Co ta rodzina ma z tym przytulaniem?
Nagle przy mnie pojawił się Zayn. Objął mnie w talii. Nie protestowałam, bo to była część tej całej szopki.
-Chodź, usiądziemy gdzieś. - powiedział. Usiedliśmy przy dużym stole obok siebie. Wokoło biegały dziewczynki poprzebierane za księżniczki i wróżki. Wyglądały tak uroczo. Przypomniały mi się czasy z dzieciństwa, kiedy to ja biegałam przebrana w różową sukienkę i skrzydełka, a w ręku trzymałam błyszczącą różdżkę.
Moje wspomnienia przerwała Safaa, która podbiegła do mnie krzycząc:
-Chodź, Perrie! Pobawisz się z nami! - złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę swoich koleżanek. Zayn chciał zaprotestować, myśląc, że nie chcę bawić się w takie rzeczy, ale powiedziałam do niego bezgłośne "jest ok" i odpuścił.
Bawiłam się z dziewczynkami w chowanego, berka i inne zabawy. Bardzo dobrze się czułam mimo to, że jest między nami tak duża różnica wieku. To była o wiele lepsza impreza niż te w klubach.

***
-Chyba dobrze się bawiłaś, co? - uśmiechnął się brązowooki.
-Tak. - odpowiedziałam szczerze. Staliśmy właśnie przed moją klatką wymieniając się ostatnimi zdaniami z tego dnia.
-Cieszę się, że ci się podobało. Na początku myślałem, że takie małolaty będą cię wkurzać, ale widziałem, że bardzo wcieliłaś się w swoją rolę.
-Wtedy akurat nie grałam. Naprawdę dobrze bawiłam się z nimi. Przypomniałam sobie czasy z dzieciństwa.
-No tak. - zaśmiał się.
-To... Cześć. - chciałam już odejść, gdy poczułam jak przyciąga mnie do siebie za nadgarstek. Staliśmy bardzo blisko siebie. To była chwila, nie zdąrżłam nawet zareagować, ponieważ Zayn szybko, ale czule złączył nasze usta w pocałunku.
_______________________________________________________________________________
Na początek WIELKIE, OGROMNE I'm sorry! :( Wiem, że długo czekaliście na ten rozdział, ale nie miałam jak go napisać, ponieważ nie miałam kompletnie czasu, a jak miałam to nie mogłam siedzieć przy komputerze, bo mama się na mnie wkurzała. A teraz jak ten nowy semestr się zaczął to w ogóle porażka, tyle sparwdzianów, kartkówek i innych ;-; Większość ma już pewnie ferie, ale nie ja! Ja akurat mam najpóźniej -.-
Starałam się, żeby ten rozdział był dłuższy niż zazwyczaj. I jak wam się podoba? Tak wiem, że mnie zabijecie, że w takim momencie skończyłam :D Ale spokojnie, bo ten całus nic jeszcze nie znaczy, jesteśmy dopiero na 6 rozdziale, więc nie liczcie na razie na dużo takich momentów xD
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Te 9 komentarzy pod ostatnim, to było po prostu takie rtfvbhjnbgcfcv i jeszcze jak przybyło informowanych oraz obserwatorów *-* 
To teraz wyjątkowo nie daję szantażyka, bo musieliście tyle czekać na rozdział c;
I znowu tak późno piszę... Czy coś ze mną nie tak? XD Nie muscie odpowiadać, bo i tak słyszę codziennie to samo od bff c: Ostatnio nawet stwierdziła, że jestem jak Niall :3
Nie znaudzam was dłużej. Ilysm ♥
Do następnego rozdziału! xx
Pickle xx

niedziela, 12 stycznia 2014

Happy Birthday Zayn Javadd Malik!

Nasz Bad Boy Malik ma dzisiaj 21 urodzinki! ^^ Nie mogę w to uwierzyć, to nie możliwe! To jest nadal ten zagubiony 16-latek z XF :')

#HappyBirthdayZaynFromPoland

Zayn, życzę ci, żebyś zawsze był uśmiechnięty i szcześliwy! Życzę ci wiecznej przyjaźni z Liamem, Harrym, Niallem i Louisem oraz dużo miłości z Perrie! Kocham cię bardzo mocno!

Tłumaczenie/Translate:
Zayn, I wish you always be smiling and happy! I wish you eternal friendship with Liam, Harry, Niall and Louis, and lots of love with Perrie! I love you so much!




FOREVER YOUNG


165616 <-- mam nadzieję, że wszyscy wiedzę co to za numer :3

Pickle xx

sobota, 11 stycznia 2014

Chapter 5

-Zayn? - usłyszałem jej cichy głosik.
-Hej, Pezz. To ja. - chciałem ją przytulić, ale poczułem mocny uścisk na ramieniu, a następnie odepchnięcie. Na skutek tego wylądowłem na ziemi. Napastnik usiadł na mnie okrakiem i zaczął celować pięściami w moją twarz. Próbowałem go odepchnąć, lecz na marne. Poczułem metaliczny smak krwi w ustach.
Usłyszałem pisk, który za pewne należał do Perrie. Zauważyłem, że podbiega do nas i próbuje odciągnąć faceta, przez którego byłem bity. Mężczyzna odepchnął ją, przez co dziewczyna wylądowała pod ścianą z rozciętą wargą. Wtedy się wkurzyłem. Jak można tak potraktować taką niewinną, bezbronną osobę? Do tego jeszcze kobietę! - pomyślałem oburzony.
Podciągnąłem prawą nogę, przez co moje kolano wylądowało na kroczu napastnika. Facet krzyknął z bólu i skulił się. Jak najszybciej odepchnąłem go od siebie i teraz to ja siedziałem na nim, okładając go pięściami. Byłem jak w transie. Nie mogłem przestać, cały czas miałem przed oczami to jak potraktował Perrie.
-Zayn, przestań. Proszę, przestań. - do moich uszu dobiegł zrozpaczony głos blondyki. Od razu podniosłem się i podszedłem do niej. Dziewczyna szybko znalazła się w moich ramionach, mącząc moją koszulkę spływającymi po jej bladych policzkach łzami.
Usłyszałem, jak ten palant podnosi się z brudnego chodnika. Szybko obróciłem się w jego stronę, chowąjąc Pezz za moimi plecami.
-Zayn?! - z mojej prawej strony dobiegł mnie znany mi głos.
-Tato? - odwróciłem głowę w tamtą stronę. - Co ty tu robisz? - zdziwiłem się.
-To chyba ja powinienem cię o to spytać. - stwierdził. Chciałem odpowiedzieć, ale poczułem mocne uderzenie. - Zostaw go, bo zadzwonie po policję! - krzyknął ojciec. Facet wyraźnie wystrszaony wybiegł z uliczki. Edwards wyłoniła sie zza moich pleców. - A to kto? - ojciec wskazał na blondynkę.
-To jest... - nie wiedziałem, co powiedzieć. Przecież nie powiem mu, że jest prostytutką, którą uratowałem przed jakimś napalonym gościem. - To jest Perrie, moja koleżanka. - przedstawiłem ją. Ojciec podejrzanie spojrzał najpierw na mnie, a następnie na dziewczynę.
-Mhm... Ale dlaczego pobiłeś się z tym mężczyzną? - dopytywał.
-Przechodziłem obok tej uliczki i zobaczyłem, że on chciał zgwałcić Perrie. Przecież nie mogłem tego tak zostawić. - wytłumaczyłem.
-No tak... Dobrze zrobiłeś, synu. - pochwalił mnie ojciec. Po chwili zwrócił się do Pezz. - Witaj, Perrie. Jestem Javadd, ojciec Zayna. - wyciągnął do niej dłoń.
-Dzień dobry. - powiedziała niepewnie i uścisnęła jego dłoń.
-No dobrze, więc ja już będę wracał. A! Zayn, w niedzielę o 12:00 organizujemy przyjęcie urodzinowe dla Safy. Będzie jeszcze kilka jej koleżanek. Mama prosiła, żebyś przyprowadził kogoś ze sobą. Myślę, że miała na myśli dziewczynę. - mrugnął do mnie.
-Jasne. To do zobaczenia. - pożegnałem się.
-Do zobaczenia. Miło było cię poznać, Perrie. - uśmiechnął się do nas i odszedł.
-W porządku? - spojrzałem na blondynkę.
-Tak. - odpowiedziała i wytarła rękawem ostatnie łzy. Delikatnie starłem kciukiem krew z jej wargi.
-Chodź, odprowadzę cię do domu. - złapałem ją za rękę. O dziwo nie zabrała jej.

***
Staliśmy pod jej blokiem, nie odzywając się. Mógłbym się z nią już dawno pożegnać, ale coś sprawiało, że zwykłe "Cześć", "Do zobaczenia", czy jaka kolwiek inna forma pożegnania nie chciała się wydobyć z moich ust. Próbowałem przedłużyć to chwilę, aby być z nią jak najdłużej.
Ogarnij się! Prawie jej nie znasz, a już się zakochujesz! - usłyszałem w mojej głowie najbardziej irytujący głos jaki można usłyszeć - rozsądku.
-Nie zakochałem się. - mruknąłem nieświadomie.
-Co? - blondynka zmarszczyła brwi. Najwyraźniej nie usłyszała, co powiedziałem. Całe szczęście.
-Nic, nic. - zaprzeczyłem. - Dasz mi swój numer? - wypaliłem nagle.
Człowieku, ogarnij się! Co jest z tobą nie tak?! Najpierw myśl, a potem gadaj.
-Ale po co? - zdziwiła się. Odkąd ją poznałem nigdy nie oszczędzała sobie szczerości. Może to nawet dobrze... Choć niezręczne było dla mnie to pytanie.
-No wiesz... Uratowałem cię przed tym kolesiem. Wisisz mi przysługę. - uśmiechnąłem się triumfalnie. Myślałem, że dziewczyna mnie tylko wyśmieje i pójdzie, ale jednak jak na uczciwą osobę przystało wyciągnęła z kieszeni świstek papieru i nabazgrała na nim kilka cyferek. Następnie podała mi go i westchnęła zirytowana.
-To... Na razie. A, i jeszcze raz dzięki za uratowanie.
-Nie ma za co. Zawsze do usług. Pa!
I poszła. Weszła do budynku i zniknęła za drzwiami klatki schodowej.
Zadowolony z siebie wpisałem numer Perrie w kontaktach. Ruszyłem w stronę domu. To był dzień pełen wrażeń.

***
-Znowu ją spotkałeś?! - w słuchawce komórki rozbrzmiał zdziwiony głos Louisa.
-Ja ją uratowałem! - powiedziałem głębokim głosem, jak bohater z tych wszystkich bajek. Po chwili oboje dostaliśmy napadu śmeichu. Minęło kilka chwil zanim się ogarnęliśmy.
-W sumie to jak ją uratowałeś? - spytał Tommo.
-Zobaczyłem ją w niezbyt przyjemnej uliczce. Jakiś gościu chciał chyba ją zgwałcić. Dałem mu kilka racy po mordzie i było po sprawie. - odpowiedziałem.
-Ty mu dałeś po mordzie? - zakpił lekko.
-No dobra! Najpierw on dał mi kilka racy po mordzie, ale potem ja! Na skutek czego wygrałem! - mówiłem podekscytowany.
-Rozumiem, że uważasz się za bohatera...? - zaśmiał się.
-Tylko troszkę. - udawałem niewiniątko.
-Oj, Malik, Malik... Ty wiesz, że to coś musi oznaczać? - stwierdził.
-Jak to "coś musi oznaczać"? - powtórzyłem jego słowa.
-To jest normalnie przeznaczenie! No wiesz cały czas się przypadkiem spotykacie. Niemożliwe, żeby był to zwykły zbieg okoliczności. - wytłumaczył.
-Nie rozśmieszaj mnie. Żadne przeznaczenie! - zagryzłem nerwowo wargę.
-Mów co chcesz, ale ja i tak wiem, że to jest przeznaczenie! - mogę się założyć, że właśnie wtedy na jego twarz wpełzł ten złośliwy uśmieszek.
-Muszę kończyć. - oznajmiłem.
-Okey. Pa, kochasiu! - pisnął, jak mała dziewczynka.
-Zamknij się, Tommo. Pa! - jak najszybciej rozłączyłem się, nie chcąc wysłuchiwać jego złośliwych uwag podejrzeń.
Wstałem z łóżka, czyli mojego dotychczasowego miejsca i skierowałem się do kuchni.
Wyjąłem z lodówki piwo i usiadłem na kanapie. Włączyłem TV, akurat leciał jakiś mecz.
Wpatrywałem się w ekran już z 10 minut, gdy moją uwagę przykuł miś, leżący w siatce na blacie. Ten misiek był dla Safy na jej urodziny... Na które miałem kogoś ze sobą zabrać. A w sumie, to dziewczynę.
Palnąłem się otwartą dłonią w twarz. Nie miałem pojęcia kogo mogę zabrać ze sobą. Nie miałem żadnych koleżanek ani znajomych. Pomyślałem o jednej dziewczynie, ale po chwili odrzuciłem tą myśl.
Nie zabiorę przecież Perrie! - skarciłem się w myślach. Niestety, nie miałem innego wyboru. Ona była moją ostatnią oraz jedyną nadzieją.
Zrezygowany wziąłem do ręki telefon. Wybrałem numer Edwards. Nacisnąłem "Zadzwoń" i przyłożyłem telefon do ucha, czekając na sygnał. Odebrała po dwóch.
-Halo?
-Hej, Pezz. Tu Zayn. Mam do ciebie proźbę... - zacząłem niepewnie, drapiąc się po karku.
________________________________________________________________________________
PRZEPRASZAM! Wiem, że długo nie było tego rozdzału, ale kończył się semestr i musiałam się wziąć w garść i pouczyć ;-; A bardzo tego nie lubię xD
Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał :)
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Szantażyk:
9 komentarzy - nowy rozdział. Huehue
No to ja spadam lulu, bo już najwyższy czas xD
Dobranoc i do zobaczenia!

Pickle xx