Dokładnie o 7:15 wieczorem stanąłem za ladą w klubie. Było już sporo ludzi jak na taką godzinę. Niestety, po długim przeskanowaniu wzrokiem pomieszczenia stwierdziłem, że żadną z nich nie była lokata brunetka, która aktualnie była mi niezbędna.
Westchnąłem zrezygnowany i zacząłem wycierać szklanki. Co chwilę zerkałem na coraz większy tłum, czy aby na pewno nie przyszła Leigh-Anne.
Po niecałych dziesięciu minutach dokończyłem wycierać szklanki i ustawiłem je na blacie.
- Ekhem... - usłyszałem znaczące chrząknięcie przed sobą. Podniosłem wzrok na jak się spodziewałem dziewczynę.
- Dwa drinki. - powiedziała ruda. Odruchowo spojrzałem na osobę obok niej.
Leigh!
- Leigh-Anne! Matko, myślałem, że już nie przyjdziesz! - mówiłem z przejęciem. Dziewczyna patrzyła na mnie jak na wariata, czego jej się nie dziwiłem, bo po chwili zorientowałem się, że moje zachowanie jest nienormalne, a wręcz przerażające.
- Um, to ja, Zayn. Pamiętasz mnie? - spytałem z nadzieją. Przyglądała mi się chwilę, mrużąc oczy, a po chwili rozszerzyła ją i zrobiła minę, jakby ją oświeciło. Tak też było.
- Ah tak! Ty jesteś tym gościem, który się uczepił Pezz! - mówiła bez krępacji.
- Yyy, no tak... Ale tu nie o to chodzi. Musisz mi pomóc. To naprawdę ważne. - prawie błagałem ją. Westchnęła wyraźnie zirytowana.
- Zależy, co chcesz. - odparła krzyżując ręce na piersi.
- Może chodźmy na zewnątrz. Tu się robi głośno. - podniosłem głos, żeby usłyszała mnie przez głośną muzykę, która została puszczona przez DJ'a.
Zgodziła się i wyszliśmy. Stanęliśmy przed klubem. Patrzyła na mnie wyczekująco.
- No dobra, bez owijania w bawełnę - mruknąłem bardziej do siebie niż do niej. - Więc wiem, że jesteś przyjaciółką Perrie... Ja... um... No ostatnio dużo się działo. Pocałowałem ją, potem uciekłem, ona się na mnie wkurzyła. Mój kolega załatwił mi randkę, choć tego nie chciałem i ona mnie zobaczyła z tą dziewczyną i znowu się wkurzyła, ponieważ nie wyjaśniłem jej nic, co do tego pocałunku, nie zadzwoniłem, nie napisałem sms-a, no zachowałem się jak totalny dupek. - zatrzymałem się na chwilę i westchnąłem. - Ale mi na Perrie zależy... Ona mi się naprawdę podoba i chcę to naprawić, coś zaplanować dla niej. Tylko, że nie mam jak, bo nie wiem, co ona lubi, bo praktycznie jej nie znam. - wyjaśniłem drapiąc się nerwowo po karku. Leigh-Anne wysłuchała chyba całego monologu, co mnie trochę zdziwiło, bo na pierwszy rzut oka nie wydawała się osobą chętną do pomocy, poza tym jej zawód sam wskazywał na to, że dużo jej nie obchodzi prócz kasy i seksu.
A jednak... Nie oceniaj książki po okładce.
- Rozumiem, że chciałbyś zaplanować coś w stylu romantycznej kolacji czy coś? - upewniła się.
- Jeśli Pezz to lubi, to jasne. Po prostu coś czym mógłbym jej zaimponować, a przynajmniej dać jej do zrozumienia, że nie jest mi obojętna. - odpowiedziałem.
- Okej... Dobra, odpuszczę sobie dzisiaj pracę, poświęcę się dla ciebie, a raczej dla Perrie. Ona zasługuje, żeby mieć normalne życie. - stwierdziła kiwając głową i myśląc nad czymś. Zorientowałem się, że coś więcej kryje się w tym zdaniu. Coś na temat Edwards, czego jeszcze nie wiedziałem. Postanowiłem nie dopytywać, twierdząc, że lepiej będzie dowiedzieć się od blondynki ważnych informacji o niej.
Jeśli w ogóle będzie chciała mi to powiedzieć. - pomyślałem.
Chyba jeśli w ogóle będzie chciała cię widzieć. - odezwał się ten irytujący głos, chociaż jak zwykle miał rację.
- To może pójdziemy do mnie do domu? Teraz już wszystkie zamykają knajpy zamykają, więc chyba nie mamy dużego wyboru. A zgaduję, że w waszym domu jest Perrie. - mruknąłem, wbijając dłonie w kieszenie spodni.
- Ta. To prowadź do twojego. - powiedziała patrząc na mnie wyczekująco. Skinąłem i ruszyłem chodnikiem przed siebie, a dziewczyna obok mnie.
Po kilkunastu minutach doszliśmy pod blok, w którym mieszkałem. Otworzyłem drzwi od klatki schodowej i przepuściłem ją pierwszą. Weszła, mamrotając ciche "dzięki". Wszedłem za nią i nacisnąłem guzik windy. Po chwili weszliśmy do niej.
***
- No dobrze, więc co zapamiętałeś z tego, co ci powiedziałam o Pezz? - spytała Leigh-Anne, kończąc swój monolog i chodząc po salonie w tą w z powrotem. Czułem się jak uczeń siedzący w szkole i powtarzający wszystkie informacje przekazane przez nauczycielkę.
- Perrie jest typem romantyczki, ale nie ukrywa to w sobie, udając twardą i obojętną. Lubi włoskie jedzenie. Jej ulubione kwiaty do stokrotki... - wymieniałem dalej. Brunetka słuchała mnie uważnie nie przerywając mi nawet na moment.
Kiedy skończyłem spytała:
- A o czym nie możesz z nią gadać?
- Nie mogę z nią gadać o jej rodzinie, a szczególnie o rodzicach. - powiedziałem zgodnie z tym, o czym wspomniała mi wcześniej Pinnock.
- Dobrze. To wszystko. Resztę dowiesz się od niej, jeśli to wszystko wypali. - odparła stając przede mną. Pokiwałem lekko głową patrząc na nią.
- Dziękuję. To serio dużo dla mnie znaczy. - przyznałem wstając z kanapy.
- No to teraz idź się przygotować, ja zadzwonię do restauracji i zamówię wam stolik i przygotuję Perrie. - ustaliła idąc do przed pokoju. Zmarszczyłem brwi słysząc, że zarezerwuje nam stolik. O tych porach bardzo trudno było zarezerwować stolik, a nawet chyba w ogóle nie można było.
- Czekaj, czekaj. - poszedłem do niej szybko. Stała już przy drzwiach. Słysząc mnie odwróciła się do mnie i spojrzała pytająco w moje oczy. - Przecież o tej porze nie zarezerwujemy stolika.
- Moja siostra tam pracuje. Jest kierowniczką czy coś takiego. - wzruszyła ramionami. - Załatwi wam stolik. - dodała.
- Oh - mruknąłem zaskoczony. Nie znałem Leigh zbyt dobrze, ale kiedy czasami prostytutki przychodziły do klubu, w którym pracowałem to gadałem z nimi i można było się dowiedzieć, że albo zostały wyrzucone z patologicznej rodziny, same uciekły i tym podobne. Może jednak ona utrzymywała kontakt tylko z siostrą? Ciekawiło mnie jeszcze, czy jej siostra wie o jej pracy, ale to nie był czas na takie pytania ani rozmyślania.
- Okej... to o której mam być w restauracji? - spytałem jej, nie wiedząc, ile mogą potrwać te wszystkie kobiece przygotowywania.
- Hmm... - mruknęła zastanawiając się. Spojrzała na zegar wiszący nad małą szafką. - Za dwie godziny. Muszę zrobić twoją księżniczkę na bóstwo. - zachichotała, a ja tylko wywróciłem oczami, ale uśmiechnąłem się pod nosem, słysząc określenie na Perrie, użyte przez Pinnock.
Rzuciła krótkie "cześć" i wyszła.
***
Czekałem poddenerwowany w restauracji. Byłem ubrany w białą koszulę, czarne rurki i czarną marynarkę.
Spojrzałem na zegarek wiszący przy wejściu, który wskazywał 9:20 wieczór. Wyjąłem telefon z zamiarem zadzwonienia do Leigh, bojąc się, że może nie zdołała namówić Perrie na żadne wyjście, które oczywiście było kłamstwem, aby przyprowadzić ją do mnie.
Kiedy wybierałem już numer usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi i znajomy delikatny, kobiecy głos Edwards, a po chwili również Pinnock. Podniosłem głową patrząc w tamtą stronę. Przed oczami ukazała mi się Perrie ubrana w piękną białą sukienkę, sięgającą do połowy ud, z głęboko wyciętym dekoltem, przepasana czarnym paskiem, a do tego idealnie pasujące srebrne szpilki. Lekko podkręcone blond włosy opadały na jej ramiona. Wyglądała ślicznie. Wpatrywałem się w nią, jak w obrazek.
Na początku nie zauważyła mnie, ponieważ rozmawiała z przyjaciółką, a raczej sprzeczała się. Z ich konwersacji można było usłyszeć, że Edwards nie jest zadowolona z wyjścia z domu, co jeszcze bardziej przypomniało mi jak bardzo ją skrzywdziłem.
Przeze mnie nawet z domu nie wychodzi. - pomyślałem i posmutniałem.
Po chwili otrząsnąłem się, biorąc się w garść. Miałem jeden cel: zdobyć jej zaufanie, a przynajmniej wybaczenie.
Poprawiłem marynarkę i ruszyłem w kierunku dziewczyn. Kiedy tylko mnie zobaczyły zamilkły. Leigh-Anne uśmiechnęła się na mój widok, a Pezz wręcz przeciwnie. Patrzyła to na mnie, to na przyjaciółkę ze złością.
- Co on tu robi?! - podniosła głos patrząc na brunetkę.
- Przyszedł na randkę z tobą. Chce ci wszystko wyjaśnić i żadnych "ale", żadnych sprzeciwów. Musisz w końcu coś ze sobą zrobić, a nie siedzisz tylko w domu i oglądasz jakieś denne romansidła. Wiem, że Zayn cię zranił, ale jak widzisz chce to naprawić, przygotował się i zależy mu, więc proszę cię, wysłuchaj go przynajmniej. - powiedziała, czym znowu mnie zaskoczyła. Nie sądziłem, że może jej aż tak na tym zależeć. Oczywiście, byłem jej za to ogromnie wdzięczny, bo blondynka chyba trochę się przekonała, bo westchnęła i powiedziała:
- No okej.
Wychodząc Leigh powiedziała do mnie bezdźwięcznie "powodzenia" i uniosła kciuk w górę. Uśmiechnąłem się delikatnie do Perrie. Kiedy kierowaliśmy się do stolika chciałem ją złapać za dłoń, ale od razu wyrzuciłem ten pomysł z głowy, zdając sobie sprawę, że to jeszcze nie czas na taki gest.
Kiedy byliśmy przy stoliku odsunąłem dla niej krzesło, a ona cicho podziękowała i usiadła. Usiadłem na przeciwko.
- Perrie, przepraszam cię. Tak bardzo cię przepraszam. Jestem idiotą, cholernym idiotą i dupkiem. Wiem, że cię zraniłem, ale naprawdę tego żałuję. Gdybym tylko mógł przenieść się w czasie, odwróciłbym to wszystko. Niestety, nie mogę... Ale mam nadzieję, że jest jeszcze jakaś mała szansa, że wybaczysz mi... Bardzo mi na tobie zależy. Wiem, że to dziwne, ale... Gdy cię widzę serce zaczyna mi szybciej bić. Kiedy widzę twój uśmiech, sam się zaczynam się uśmiechać. Od początku wiedziałem, że jesteś inna. Że nie jesteś zwykłą prostytutką. Wyróżniałaś się z tych wszystkich dziewczyn. Jesteś taka tajemnicza, a zarazem intrygująca. Jednak gdy na urodzinach mojej siostry otworzyłaś się, byłaś taka zwariowana widziałem, że tego ci brakowało. Tej normalności. Dlatego chciałem i wciąż chcę ci pomóc, bo zasługujesz na lepsze życie. Może i cię nie znam, ale wiem to, czuję to. Jesteś wyjątkowa, jedyna w sowim rodzaju. Nigdzie nie znajdę takiej drugiej Perrie Edwards, ślicznej, tajemniczej, zabawnej, a zarazem zadziornej. - uśmiechnąłem się i pogładziłem delikatnie kciukiem jej dłoń. - Błagam, wybacz mi i pozwól sobie pomóc. Ja po prostu chcę zmienić twoje życie, i wiem, że ty też tego chcesz. - patrzyłem w jej oczy. Po chwili ona spojrzała w moje.
- Chcę. Bardzo chcę je zmienić... Ale nie umiem ufać. Boję się... - mówiła cicho i smutno.
- Czego? Ktoś cię kiedyś skrzywdził? Powiedz mi, proszę... - delikatnie złapałem jej dłoń. Nabrała powoli powietrza nosem i wypuściła je ustami.
- Tak. Kiedy miałam siedem lat zauważyłam, że w moim domu dzieje się coś dziwnego. Nie wiedziałam, co, ale czułam, że coś złego. Rodzice ciągle się kłócili, czasami tata też szarpał lub popychał mamę. Nie było tak jak dawniej. Nie byliśmy już tą samą, szczęśliwą rodziną. Bardzo mnie to niepokoiło. Wiele razy pytałam mamę, co się dzieje, dlaczego tata jest taki nerwowy. Odpowiadała tylko, że ma trudny okres w pracy, bo jest policjantem. Chcąc nie chcąc, musiałam w to uwierzyć. Jednak pewnego wieczoru, tata wrócił pijany do domu. Nigdy tego nie robił. Mama zeszła na dół i znów zaczęli się kłócić. Ja siedziałam pod schodami podsłuchując. Nagle on... uderzył ją. Upadła. Nie przejął się tym ani trochę. Zauważył mnie. Wkurzył się. Wyciągnął mnie z mojej kryjówki i zaczął się drzeć, przeklinać, wyzywać mnie i mamę. Byłam przerażona. Cztery lat później było gorzej, o wiele gorzej. Mama praktycznie była jego gosposią, a on i tak bił ją... - zatrzymała się na chwilę i zamknęła oczy, zagryzając wargę.
- Dlaczego tego nie zgłosiłyście? - spytałem cicho, jeżdżąc kciukiem po jej dłoni.
- Zgłaszałyśmy wiele razy, ale on jest tak znanym policjantem, że nikt nie uwierzył, że w naszym domu coś takiego się dzieje, a wszystkie siniaki i rany mama sama sobie zrobiła. Idioci. Pewnego dnia, gdy wracałam ze szkoły zobaczyłam, że przy moim domu jest policja, karetka i wiele ludzi. Ledwo przecisnęłam się przez tłum. Zobaczyłam jak pakują moją mamę w jakiś worek. Była cała zakrwawiona. Krzyczałam i biegłam w jej stronę, ale policjantka mnie zatrzymała. Wyrywałam się, ale na nic. Wzięła mnie na bok i powiedziała, że... - głos się jej załamał, a łzy napłynęły jej do oczu. - Że mama została zamordowana. Płakałam i krzyczałam, ze to nieprawda. Nie mogłam w to uwierzyć. Kiedy podszedł ojciec zaczęłam się wyrywać chcąc uciec, ale on złapał mnie i wepchnął do auta. Pojechaliśmy do jakiegoś domu. Przez kolejne kilka lat ja byłam jego gosposią. Nie mogłam nawet chodzi do szkoły. Byłam zamykana w domu, jak w więzieniu. Kiedy miałam szesnaście lat postanowiłam, że dowiem się kim jest morderca mojej mamy. Poszłam na widzenie z nim. Powiedział, że mój ojciec wypuścił go po kryjomu i kazał zabić moją matkę. I tak mu nie zależało na niczym, bo i tak dostałby dożywocie lub karę śmierci. Zrobił to. Kiedy zorientował się, jak bardzo mnie to zabolało przeprosił mnie. Po tym, jak dowiedziałam się prawdy, znienawidziłam ojca jeszcze bardziej. Był i jest potworem. Kiedy byłam już pełnoletnia uciekłam. Szukał mnie, ale nie znalazł. Nie wiem, czy nadal to robi, ale... przez niego moje życie nie ma sensu. Nie mogę nikomu zaufać, pokochać... Jest we mnie tylko nienawiść i smutek. - skończyła mówić, a po jej policzkach spłynęło kilka łez. Kciukiem je wytarłem. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Był to dla mnie niesamowity szok. Po chwili wstałem i podszedłem do niej. Nie przejmując się tym, że jesteśmy w miejscu publicznym, wziąłem ją sobie na kolana i przytuliłem mocno. Głaskałem ją delikatnie po plecach. Schowała twarz w zagłębieniu mojej szyi i milczała, tak samo jak ja. Spojrzałem w jej oczy i musnąłem delikatnie jej usta.
- On już nigdy cię nie skrzywdzi. Nikt już nigdy cię nie skrzywdzi. Obiecuję. Przy mnie jesteś bezpieczna. - wyszeptałem, a dziewczyna złączyła nasze usta w delikatnym, ale czułym pocałunku.
___________________________________________________________________
No i mamy dziewiąteczkę c:
Zdziwieni historią Perrie?
Powiem wam, że ten rozdział miał być o wiele dłuższy, ale jak zaczęłam pisać tą historię Pezz to stwierdziłam, że przełożę na drugi rozdział, bo tam będzie się więcej działo, to pomęczę was trochę, hehe.
Też was kocham XD
No i jak wam się podoba te moje wypociny? (dosłownie, pocę się jak dziwka w kościele w te upały ;-;)
Mam nadzieję, że przynajmniej części z was się spodoba, bo długo pisałam ten rozdział i męczyłam się nad nim.
Oczywiście, jeśli się nie podoba, to i tak komentujcie szczerze, wiadomo, cnie? c;
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
Dziękuję bardzo za 12 komentarzy pod ostatnim rozdziałem, jesteście kochani, awh ♥
To jeśli mamy 9 rozdział, to może 9 komentarzy, jeżeli chcecie kolejny, lmao.
Tyle na dzisiaj.
Do następnego,
ilysm x